„Koloryt świata otaczającego zależy od naszego stosunku emocjonalnego do niego”– te słowa wybitnego człowieka, psychiatry- Antoniego Kępińskiego, wryły mi się głęboko w pamięć podczas lektury którejś z jego książek.
Rzeczywiście: kiedy odnosimy sukces, czujemy się docenieni, wszystko się do nas śmieje! Widzimy kolorowe neony, chce nam się dokądś wybrać, z kimś się wspólnie zabawić. To drobiazg, że klucze zginęły – dorobi się nowe!
A kiedy coś się nie udaje, jakiś projekt w pracy, albo coś szwankuje w relacjach z bliskimi- to nawet perspektywa egzotycznych wakacji nie cieszy (na pewno złapiemy amebę!). Wiosna denerwuje. Drobne otarcie auta przy parkowaniu sprawia, że mamy ochotę „położyć się i umrzeć”.
Powodzeniu towarzyszą przyjemne emocje, niepowodzeniu trudne. Z przyjemnymi zwykle nie ma problemu, za to te trudne… och, potrafią dopiec! Szczególnie jeśli problemy rozciągają się w czasie. Pojawia się wtedy pokusa, żeby od tych nieprzyjemnych emocji uciec. W alkohol, narkotyki, internet, nowy związek…
Na szczęście bywa i tak, że trudne emocje mobilizują do konstruktywnych zmian. Do refleksji nad tym, co jest dla nas naprawdę ważne, czego naprawdę chcemy, potrzebujemy. Mobilizują do ważnych, choć często bolesnych rozmów. Do decyzji, z których podjęciem zwlekaliśmy ze strachu, z lenistwa, albo nie wiadomo dlaczego.
Co kogo nie zbije, to go wzmocni- stajemy się dojrzalsi i bogatsi po trudnych doświadczeniach, z których udało nam się wyjść obronną ręką.
Ale co w momencie gdy „toniemy”? Gdy zgubiliśmy „instrukcję obsługi samego siebie”?
Sięgnijmy po domowe sposoby: małe przyjemności na drobne smutki (kąpiel w pianie? film, książka? rowerem na Kopiec Kościuszki?)- warto mieć pod ręką wiedzę na temat tego, co stanowi dla nas tzw. „głaski”.
Przyjaciele są wspaniali na większe chandry. Każdy ma zapewne doświadczenie takich rozmów, po których jakieś światełko zaczyna majaczyć w tunelu i można zacząć głębiej oddychać.
Specjalistów mamy na wypadek „świata walącego się na głowę”. I warto korzystać z ich wsparcia, kiedy to jest niezbędne. Są osobami z zewnątrz, niezaangażowanymi emocjonalnie- popatrzą na nasze problemy chłodnym okiem i pomogą przywrócić właściwe proporcje tam, gdzie nam się jawią jedynie katastroficzne wizje (…nie zdam matury i złamię sobie życie!, …mój syn się stoczy!, …zostaniemy bez dachu nad głową!). Specjaliści są po to, żeby nam wetknąć w dłoń początek nici, za którą trzeba pociągnąć, żeby rozplątać węzeł gordyjski.
I jeszcze jedna opcja: zadbaj o to, żebyś najlepszym specjalistą od Ciebie był Ty sam- daj sobie przestrzeń na refleksję, uzupełnij wiedzę, zinwentaryzuj swój świat wewnętrzny, podnieś samoświadomość i naucz się „obsługi własnych emocji”.
Więcej o radzeniu sobie z emocjami TUTAJ.