Opowieść 50-letniej Krystyny: „Miałam wtedy 3 -4 latka. Tato zabrał mnie na bal karnawałowy, organizowany dla dzieci pracowników w jego miejscu pracy. Weszliśmy do pięknie udekorowanej sali: balony, serpentyny, migocące brokatem wielkie, tekturowe „płatki śniegu”, kolorowe lampki. Nigdy jeszcze czegoś takiego nie widziałam, poczułam się jak w bajce! Tato przywitał się z innymi rodzicami. To moja Krysia!- mówił, przedstawiając mnie wielu dorosłym i dzieciom. Tyle nowych twarzy i imion! Potem pani, przebrana za wróżkę- w długiej, błyszczącej sukni z koronkami i cekinami oraz diademem na pięknych, długich włosach, zaprosiła dzieci do części sali w pobliżu podwyższenia, gdzie siedzieli prawdziwi muzycy z instrumentami! Zaprezentowano nam każdy instrument z osobna, a potem zaczęła się zabawa. Były tańce- w kółeczku i w wężu, a potem takie swobodne. Były konkursy – na wierszyk lub piosenkę wykonywane do mikrofonu. Mini zawody sprawnościowe i upominek dla każdego dziecka, który wręczany był przez Mikołaja wyciągającego paczuszki z kosza pod wielka choinką. Po pierwszych tańcach grupowych w kółeczku i wężu, usiadłam na ławeczce pod ścianą i patrzyłam jak zaczarowana na tańczące dzieci, słuchałam ich występów, klaskałam zawodnikom, konkurującym w zawodach. Cieszyłam się, gdy dzieci dostawały nagrody za te wszystkie aktywności. Kiedy nadszedł moment, gdy wyczytano moje imię i nazwisko, aby odebrać upominek od Mikołaja, byłam tak speszona, że pani wróżka musiała podprowadzić mnie do niego za rękę. Bal był cudowny!!! Wyszłam z niego z płonącymi policzkami. Na zewnątrz był mróz- gdy opowiadam, wydaje mi się, że czuję ten chłód na rozgrzanej twarzy. Bo zaraz potem, ten nastrój prysnął. Śnieg chrzęścił nam pod butami, a ja się zorientowałam, że mój tata jest zdenerwowany. Mocno trzymał mnie za rękę, szedł tak szybko, że trudno było mi nadążyć, i nic nie mówił. Zrobiło mi się nieswojo. Ale najgorzej było, gdy doszliśmy na pusty przystanek. Tato zaczął krzyczeć, że nie umiem się bawić, że nie zgłosiłam się do żadnego konkursu, że siedziałam cały czas jak kołek, a on się musiał wstydzić, gdy inni rodzice sekundowali swoim dzieciom w konkursach! Że nigdy już nie zabierze mnie na żaden bal! Mówił dłuższy czas podniesionym głosem, a ja nie do końca rozumiałam o co chodzi- przecież tak wspaniale się bawiłam. Zrobiło mi się smutno, zaczęłam płakać.” Kobieta kończyła opowieść ze łzami w oczach. Opowieść sprzed, bez mała, pół wieku. To było jedno z jej zapamiętanych przeżyć z tatą, które składały się na opowieść o ich braku porozumienia, właściwie przez całe życie.
Krysia świetnie bawiła się na balu obserwując wszystko z ławeczki. Tyle tam było dźwięków, kolorów! Tyle dynamiki, ruchu! Tyle dzieci – ich występy i tańce! To wszystko było zachwycające, fascynujące – żal byłoby uronić choćby odrobiny tego widowiska! Wystarczyło jej patrzeć, podziwiać z bezpiecznego miejsca, podrygiwać z radości i klaskać zwycięzcom!
Tymczasem tata miał inne wyobrażenie dobrej zabawy. Chciał się pewnie pochwalić Krysią przed kolegami, że ładnie śpiewa, że ma wyczucie rytmu w tańcu, że najszybciej ze wszystkich przeniosła jajko na łyżce do mety. Widział swoją córeczkę „siedzącą jak kołek”, oceniał ją jako bierną na tle innych dzieci: wirujących w tańcu, deklamujących, ścigających się. W porównaniu z innymi, według taty, nie bawiła się wcale.
Własne wyobrażenie, ocenianie i porównywanie, przeszkodziło tacie Krysi dostrzec jej zaangażowanie, radość i fascynację balem. Zaowocowało wybuchem komunikującym brak akceptacji i zgody na jej sposób przeżywania zabawy.
Fundamenty dobrej komunikacji
Jako dorośli – rodzice, wychowawcy- jesteśmy, bardziej niż dzieci, które kształtujemy, odpowiedzialni za tworzenie przestrzeni dobrej komunikacji, czyli takiej, która buduje komunikujące się osoby i relację między nimi. Dlatego to my, jako dojrzalsi, musimy pokazać, na czym polega akceptacja drugiej osoby i nauczyć, jak ją wyrażać. Bo akceptacja jest warunkiem dobrej komunikacji.
Zaznaczenie, że akceptacja nie jest tym samym, co aprobata (ta druga wyraża więcej: uznanie, pochwałę) i, że należy oddzielić zachowanie od osoby (akceptujemy osobę, a nie jej zachowanie- jeśli narusza ono czyjeś granice), powinno uspokoić tych, którzy zrozumieli, że namawiam do zgody na wszystko.
Cytując Elżbietę Sujak: „Akceptować drugiego człowieka to znaczy praktycznie, pozwalać mu być, jakim jest, ze wszystkim, co stanowi jego wyposażenie a także bagaż psychiczny, a więc uzdolnienia, zalety i wady, jego dokonania i niedokonania, sukcesy życiowe i porażki, zasługi i przewiny. W aktualnej teraźniejszości dotyczy to także jego nastroju uczuciowego: pogody ducha, ale też posępnego zniechęcenia. Dopiero na gruncie takiej bezwarunkowej akceptacji może rozwinąć się dobra komunikacja, a także zrodzić się miłość. Taka zdolność do akceptacji bezwarunkowej nie powstaje łatwo, wymaga bowiem wcześniejszego doznania takiej akceptacji od innych, z zewnątrz. Większość ludzi doznała jej we wczesnym dzieciństwie, wraz z miłością rodziców i dzięki niej dokonała także akceptacji siebie samych, a to dopiero sprawia, że potrafią także obdarować swoja akceptacja innych ludzi.” (E.Sujak „ABC psychologii komunikacji”)
Akceptacja dorosłego pozwala akceptować samego siebie, daje poczucie bezpieczeństwa i buduje poczucie własnej wartości. Jeśli TY- duży, mądry, od którego zależę:
- Zauważyłeś mnie – więc JA jestem! ( niemowlaki pielęgnowane, ale nie obdarzane kontaktem/uwaga/komunikacją chorują na chorobę sierocą )
- Akceptujesz mnie – JA jestem ważny (interesujący dla ciebie; jestem wartością)!
- Uwagą i akceptacją komunikujesz mi, że jestem OK – JA czuję się bezpiecznie.
- Jestem bezpieczny. Mogę z uwagą i akceptacją dla siebie szukać odpowiedzi na pytanie: Kim jestem? – JA poznaję siebie, buduję swoją tożsamość (doznaję swojej odrębności, badam własne granice, wiem, że mam prawo do ich zaznaczania; czy inni też maja granice?)
- Doznanie własnej tożsamości i granic, dodatkowe poczucie bezpieczeństwa płynące z samoświadomości/samopoznania – JA mam odwagę „wyjścia poza siebie”( przestaję być egocentryczny), jestem ciekawy ludzi, skłonny ich akceptować, zgadzać się na ich inność, nawiązywać relacje
Zakłócenia w wyżej naszkicowanym schemacie skutkują trudnościami lub wręcz poważnymi zaburzeniami w komunikacji człowieka i jego umiejętności budowania trwałych, satysfakcjonujących relacji z innymi.
Czas na spotkanie
Najoczywistszym sposobem okazania akceptacji jest ofiarowanie ( nie „poświęcenie”!) drugiemu czasu, które oznacza : chcę/lubię z tobą być! Ten parametr interesująco rozpisały Irena Koźmińska i Elżbieta Olszewska w „Z dzieckiem w świat wartości”:
C – cierpliwość
Z – zachwyt
A – akceptacja
S – szacunek
To są takie cztery puzzle: Cierpliwość do dziecka/innej osoby, aby po swojemu i w swoim tempie poznawało świat. Zachwyt nad dzieckiem/ osobą, jego jedynością, niepowtarzalnością. Akceptacja, o której już napisałam więcej powyżej. I szacunek dla wolności i podmiotowości dziecka/osoby.
Jako dorośli grzeszymy często brakiem ciekawości naszych dzieci/ uczniów jako odrębnych OSÓB. Wydaje się nam, ze wiemy o nich wszystko. Tak jesteśmy pochłonięci ich wychowywaniem i edukacją, że zza sterty zadań jakie sobie wyznaczyliśmy wobec nich, nie widzimy ludzi, a tylko jakiś potencjał, który jedynie pod wpływem naszych oddziaływań może wyrosnąć na pełnowartościowego CZŁOWIEKA. Rozliczamy siebie z tych (wynikających z roli rodzica/nauczyciela) zadań, zamiast BYĆ z dziećmi. Towarzyszyć im w rozwoju, poznawać, rozumieć i szanować. Bywa zresztą, że wobec innych dorosłych też zatrzymujemy się na jakichś powierzchownych etykietach, sami nie dajemy się innym poznać i tracimy szanse na głębsze relacje. Szanse na SPOTKANIE.
Tymczasem myśliciele mówili:
Ks. Józef Tischner: „Spotkanie człowieka z człowiekiem niesie za sobą taką siłę perswazji, że zdolna jest zmienić radykalnie stosunek człowieka do otaczającego świata, ukształtować na nowo sposób bycia w tym świecie, zakwestionować uznawaną dotychczas hierarchie wartości. Spotkanie wprowadza człowieka w głąb wielkich tajemnic istnienia, gdzie rodzą się pytania o sens i bezsens wszystkiego, co jest.”
Stefan Kunowski: „Spotkanie jest głównie zdarzeniem losowym i dotyczy przede wszystkim spotkania z prawdziwym człowiekiem, który wskaże cel życia, porwie za sobą, ukaże sens pracy nad sobą.”
Bogdan Nawroczyński: „ Na równi z takimi podstawowymi faktami pedagogicznymi, jak nauczanie, kształcenie i wychowanie, należałoby postawić jeszcze czwarty- Spotkanie z kim? Z czym? Przede wszystkim z człowiekiem, ale nie tylko, bo również z dziełami człowieka, mówiącymi o człowieku.” (cytaty przytaczam za J.Bińczycka „Między swobodą a przemocą w wychowaniu”).
Jeżeli będąc w relacji wychowawczej z dzieckiem zdołamy ukazać spotkanie z drugim człowiekiem jako wartość, to zbliżymy je tym samym do świata innych wartości (np. piękno, dobro, prawda), pomożemy mu w poszukiwaniu odpowiedzi o sens życia i znalezieniu własnej drogi. Zaspokoimy także podstawowe potrzeby dzieci (wg. Lilian G.Katz): poczucie bezpieczeństwa, optymalne poczucie własnej wartości, poczucie, że warto jest żyć, pomoc w zrozumieniu dorosłych, autorytet dorosłych, dobre wzorce osobowe).
Anna Kucharska – Zygmunt
(artykuł ukazał się w „Wychowawca” październik 2019r. http://wychowawca.pl/10-2019-edukacja-spersonalizowana/)